Banderę należy nosić na noku rufowego gafla.
Ot co.
Kiedy gafla nie ma wówczas podnosi się ją na flagsztoku, przy czym taki maszt flagowy (bo to właśnie znaczy flagsztok) powinien być umieszczony w symetralnej. Jeżeli nie jest w symetralnej, to nie ma znaczenia po której jest burcie.
Na gaflu oczywiście tylko wtedy kiedy gafel, zatem i żagiel, stoi na maszcie. Zatem w porcie i na kotwicy bandera będzie stała na flagsztoku. Ponieważ w dzisiejszych czasach gafel jest rzadko spotykana częścią osprzętu, to jeszcze do niedawna, na jachtach dwumasztowych, na rufowym maszcie był montowany na topie stalowy (najczęściej) wytyk będący czymś w rodzaju reliktowego gafla. Po wyjściu w morze i postawieniu żagli banderę przenosiło się z flagsztoka na ten szczątkowy gafel (niezależnie od tego, że na pełnym morzu, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie ma obowiązku ciągłego pokazywania bandery). Na jachtach otaklowanych jako suchy slup (to nie znaczy, że nie można na nim łyknąć tego czy owego) banderę podnosi się tylko na flagsztoku gdyż w innym przypadku nie byłaby wystawiona w części rufowej i można by ja pomylić z proporcem armatorskim, który tradycyjnie bardzo właśnie jest podnoszony na przednim maszcie, reministencją tego jest właśnie wynoszony fałem w porcie na top masztu proporzec armatorski, lub jakiś inny, (który znafca kiedyś był łaskaw określić szpanflagą, od czasów gdy inny znafca w popularnym podręczniku dla żeglarzy nazwał flaglinkę banderfałem, nie było w tym względzie większego ubawu. )
Bandera przymotana do achtersztagu jest barbarzyństwem. Świadczy o przymotywaczu. W ogóle podejście do bandery, flagi czy proporca świadczy głównie o tym kimś kto banderę, flagę czy proporzec podniósł w ten czy inny sposób, generalnie w Polsce nie można za to dostać mandatu, można natomiast się spozycjonować wśród gawiedzi od razu i często na zawsze.
Piszę o tym bo wiem jak na barwach narodowych ludziom zależy. Na przykład w Stacji Polarnej w Hornsundzie stoją trzy maszty flagowe, na jednym wisi flaga polska, na drugim norweska a trzeci jest używany do pokazywania barw krajów, których obywatele sa akurat w stacji goszczeni. Bywało, że flaglinka była wypełniona od góry do dołu i brakowało miejsca. Z drugiej strony nie do pomyślenia było aby jakiejś flagi nie wystawić.
Bandery, flagi i proporce na jachtach są formą kultury morskiej, która u nas z różnych względów upadła i nie chce się podnieść.
Kto wie np. że rok 2017 jest rokiem poświęconym Joseph’owi Conrad’owi Korzeniowskiemu? Ogłoszonym uchwałą sejmową i wpisanym do kalendarza UNESCO.
Kilka lat temu pewna gazeta przysłała do Tromso swojego korespondenta, który miał wsiąść na pokład OCEANII by pisać jakieś korespondencje z wyprawy oceanograficznej w ramach Międzynarodowego Roku Geofizycznego. Facet stał kilka godzin na nabrzeżu nie mogąc się zdecydować by zagadnąć kogoś przy trapie bo statek miał na maszcie banderę norweską a on przyjechał na polski. Pomylił, słusznych co prawda rozmiarów, flagę pod salingiem z banderą na rufie, której nie zauważył.
W opowiadanku o Christainso pod sam koniec opisuję jak codziennie rano i wieczorem Gubernator tego terytorium zamorskiego osobiście stawia i, w odpowiednim czasie, opuszcza królewską banderę na głównym maszcie flagowym wyspy. Nie jest to ceremonia przeznaczona dla turystów, bo ci, w większych ilościach, albo dopiero na wyspy przybędą albo już wyjechali. To jest rytuał od wieków codziennie tutaj powtarzany niezależnie czy ktoś go ogląda czy też nie ogląda.
Przypłynąłem kiedyś Zaruskim do Nekso. Troszkę zamieszania przy manewrach, stajemy w głównym miejscu portu przy nabrzeżu promowym, na kei tłum oglądaczy. Jest co oglądać bo to stateczek żeglarsko bardzo widowiskowy. Po odstawieniu silników podreptałem pod saling gdzie jeden z żeglarzy nie bardzo mógł sobie poradzić ze słusznych rozmiarów duńska flagą, którą normalnie stawialiśmy podczas pobytów w którymś z duńskich portów. Plątała mu się w olinowaniu, haczyła i nie mógł jej postawić. Sklarowałem banderę w sygnałowy pakunek, omotałem flaglinką, przeciągnąłem pętlę, wywindowałem pod saling i energicznym szarpnięciem uwolniłem tkaninę pozwalając fladze by się rozwinęła w całej swej czerwono białej okazałości. Wszystkie moje ruchy były uważnie śledzone z nabrzeża przez duńskiego ojca z kilkuletnim synem, któremu coś w swoim duńskim języku tłumaczył nisko się pochylając do niewysokiego ucha i pokazując palcem na rozwiniętą banderę.
Wyklarował zwyczaje dziecku, lekko mi się ukłonił i podziękował jednym angielskim słowem. Obrazek portowy, banał, który pamiętam do dzisiaj.
W Longyearbyen, malutkim norweskim porciku na końcu świata, przy jednym pływającym pomoście kłębią się do pomostu i do siebie liczne jachty z całego, bez mała, świata. Każdy wystawia na rufie własną banderę. Im mniejszy jacht tym większą. Tak mi się przynajmniej wydaje, semesuję do dziecka, które ma przylecieć następnego popołudnia;
– kup największą banderę jaką będziesz mógł dostać…
Wszystko to są zwyczaje rodem z Marynarki Wojennej. Pytanie czy chcemy zamieniać nasz jacht w okręt MW? Będziemy musieli dymać w gwizdek, trzymać buzię w ciup kiedy dowódca będzie mówił, nie wolno też zaczynać obiadu przed kapitanem… Zatem, wydaje się, że to zależy na czym i z kim będziemy żeglować. Młodzieży może sie przydać trochę dyscypliny flagowej, tym więcej im jacht, na którym żeglujemy jest większy. Wydaje się, że absolutne minimum typu flagsztok, lewy, prawy saling obowiązują wszystkich. Także salutowanie polskich okrętów. Marynarze wojenni maja na ten temat wyrobione zdanie, chociaż czasem też wygląda na to, że powszechny tumiwisizm dotarł i na szare pokłady. Niemniej kilka lat temu jeden z takich zażądał przez VHFkę od OCEANII by ta mu salutowała kiedy przemykał obok w jakiś ćwiczebnych wygibasach. Korespondencja ta bardzo zadziwiła pierwszego oficera, który dużo trudu i cierpliwości włożył w przekonanie dzielnego porucznika, że on tutaj na wachcie jest sam jeden i aby mu zasalutować musiałby opuścić mostek, pójść na rufę i się przez jakiś czas akrobatycznie wygibywać by mu zasalutować. Pozostawiając na ten czas statek zupełnie samopas.
Z drugiej strony pamiętam z dziecięcych jeszcze wczesnych lat siedemdziesiątych kiedy w pobliżu Helu salutowałem z Nefryta grupę czterech Ścigaczy OP w szyku torowym idących z portu wojennego na HLS i w morze. Każdy odsalutowywał po kolei, szły z piętnaście węzłów na lekko wzburzonym morzu. Nad głową niebo, białe cumulusy, niebieska woda, żółta plaża, w powietrzu pył wodny od rozbijanych dziobami fal. Widzę to do dzisiaj.
Co do zwijania bandery na noc, tylko w porcie. Nie wiem co tam na to RSO ale nas obowiązuje albo Twierdza, albo starszy na redzie czy starszy w porcie.
Bywają takie bardzo reprezentacyjne sytuacje kiedy gościmy gdzieś tam w jakimś porcie i nie wypada nam nie zareagować, kiedy w Twierdzy (vide Christianso, gdzie królewską banderę stawia się na dźwięk kościelnego dzwonu regularnie o ósmej rano a zdejmuje się na taki sam dźwięk codziennie o osiemnastej) przy wtórze strzałów z sygnałówki bandera wędruje na maszt. W Gdyni starszym w porcie jest Błyskawica. Pamiętam czasy kiedy na Zawiasie stawiało się banderę na uroczystej zbiórce równolegle do szklanek wybijanych na Błyskawicy.
Normalnie w morzu nie ma obowiązku pokazywania bandery, jeżeli wiatr ją nam wytrzepuje to ją po prostu zwijamy. stawiamy na wodach wewnętrznych (Base line) danego państwa i zawsze wtedy kiedy taki szary, z działem, o to poprosi. (może być niebieski lu biały, ważne, że z działem).
W wakacje miałem problem z biało-czerwoną pod lewym salingiem. Pożyczyłem w Gdyni jacht zarejestrowany pod bliżej mi nie znaną banderą karaibską. Jako jacht obcopleminny miałem naszą miniaturkę pod salingiem ale… prawym. Gdy popłynęliśmy do obcych krajów biało-czerwoną przeniosłem na lewą burtę i sprawy uzyskały, mniej więcej, równowagę, chociaż zagadywano mnie po karaibsku ( 😉 ) i chwilę trwało zanim pomyłki zostały wyjaśnione.
Jarosław Czyszek