Wspomniałem w poprzedniej notce o Drugim Międzynarodowym Roku Polarnym i wyprawie na Wyspę Niedźwiedzią w 1932 roku. Wyprawa ta jest pamiętana głównie poprzez książkę, pierwszą polarną książkę napisaną przez Czesława Centkiewicza, kierownika i przywódcę zimujacej tam wówczas trzyosobowej ekipy..
Zaś co do Centkiewicza, trafiłem niedawno na Przegląd Geograficzny z 1932 roku, w którym dyrektor ówczesnego PIMu, prof. Lugon opisuje swoje starania o ekspedycję polarną na Wyspę Niedźwiedzią.
Jest to dosyć suche sprawozdanie, w którym jednak nie zabrakło przecież miejsca na opis wędrówki po zalanym światłem księżyca Bjornojskim płaskowyżu:
„Droga po złomach skalnych staje się coraz uciążliwsza. Lecz w środku wyspy, jak pod wpływem czarów, wiatr ustaje, niebo się rozjaśnia i w zapadającym zmroku widzimy księżyc w pełni; w dali na oceanie szeroki pas fosforyzujący odbija się jeszcze w paru stratusach. Widok staje się emocjonujący. W miarę, jak wielka tarcza koloru siarki podnosi się, ciemne stoki dalszych
dolin zaczynają rysować się na czarnem tle zachodu. Posuwamy się powoli, poza góry, częściowo pokryte już świeżym śniegiem, a myśl gubi się w tajemniczych marzeniach. Siedlecki, może w swej dwudziestej wiośnie więcej czuły na bajkowy czar tej nocy polarnej, przerywa nasze rozmyślania. — Panie dyrektorze! — woła — nie jesteśmy tu na ziemi, podróżujemy po księżycu. — I mówił prawdę: wszystko wokół nas przypominało krajobraz księżycowy lub symboliczny obraz Flammarion’a, przedstawiający ostatnie ludzkie szkielety na zamarłej ziemi. Widziałem, jak mój towarzysz, srebrną tarczę w lustrze silnego teleskopu: olbrzymie zagłębienia, wypełnione zamarzłemi jeziorami, sprawiające wrażenie kraterów otoczonych
polami o trupiej zieleni. Dziwaczne kształty Mount Misery, miejscami zacienione, gdzieindziej fosforyzujące, pod wpływem silnego oświetlenia promieniami księżyca, ostro się odrzynały na tle ogromu oceanu.”
piękny opis przyrody, a dalej:
„Szalupa czeka na nas. Ze ściśniętem sercem uroczyście polecamy losowi życie naszych towarzyszy. Rozstanie jest ciężkie, ale jesteśmy mężczyznami i nie
możemy tracić odwagi. Wsiadamy do łódki, Gurtzman i ja, z zaczerwienionemi oczami; o sto sążni od brzegu krzyknąłem wśród skał: „Niech żyje Polska!
Niech żyje Norwegja“! Centkiewicz i Siedlecki odpowiadają nam, a potem z oddali echo przynosi huk trzech wystrzałów, jako ostatnie pożegnanie naszych przyjaciół.”
Biorąc pod uwagę, że jeden ze wznoszących okrzyki był Szwajcarem a drugi polskim Żydem świadczy to przecież o sile ducha w II Rzeczypospolitej. Bez tego opisu i patrząc na dzisiejszą degrengoladę moglibyśmy o tym nie wiedzieć.
Universum wg. Flamarion’a