Helskie opowieści

Helskie opowieści.
Ostatnie moje traumatyczne doświadczenia z grupą miłośników Helu wskazują, że należy samemu spisać swoje historie, jak bowiem nie, to spiszą to za nas inni.
Dlatego zachęcam do kupowania mojej książki – Szpiczasty Ląd czyli żaglówką po wodach Arktyki. Historia ciekawa, pouczająca i prawdziwa. Historia arktycznego rejsu, historia rodzinnego przedsięwzięcia pod niebem rozświetlonym blaskiem Aurora Polaris.

https://allegro.pl/oferta/szpiczasty-lad-czyli-zaglowka-po-wodach-arktyki-7427537076

polar
Wszystko miało swój początek w Helu, gdzie obaj, z dzieckiem, mieszkaliśmy przez większą część naszego życia, ja trzydzieści lat dłużej.

pod slonce

Miejscem charakterystycznym dzisiejszego Helu jest okropny maszkaron, tandetna budowla, kiepsko zbudowana, zaprojektowana przez architekta najwyraźniej zupełnie nad ranem kiedy się wszystko miesza i przeinacza. Z racji kształtu i intensywnego forsowania poronionej idei zwana Jajem Burmistrza. Kiedyś nie stała.
Miejsce, w którym stoi, ma pecha.
Jajo burmistrza… to jest konstrukcja drewniana obita miedzianą blachą malowaną na biało, niebiesko i zielono. W zamierzeniu projektanta, miały to być żagle, spinakery unoszące się ponad helskim portem. Do czasu wybudowania tego maszkarona znakiem, wizytówką, pierwszą budowlą na brzegu widzianą przez powracających z morza rybaków był kościół Św.w. Piotra i Pawła, zwany w Helu ewangelickim, rzeczywiście bowiem zmienił wyznanie, po wojnie trzydziestoletniej, kiedy Hel, za długi, został gdańską prowincją i dalej dzielił losy tego miasta, łącznie z heretyckim wyznaniem. W miejscu posadowienia jaja, dawniej zwanym trójkątem żeglarskim, na początku lat sześćdziesiątych stała drewniana i prowizoryczna, sezonowa, knajpa. To tutaj właśnie pewnego lipcowego dnia rozegrała się tragedia. Marynarz służby zasadniczej, na przepustce tuż przed odejściem statku białej floty, którym się wybierał do Gdyni na przepustkę, zamówił kufel piwa.
Pił jeszcze kiedy statek oddawał cumy i odstawił dopiero kiedy ten odszedł już od nabrzeża. Otarł usta wierzchem dłoni i skoczył na burtę. Reka mu się omskła, nie chwycił jedną, drugą puścił i spadł do wody akurat w chwili kiedy parową maszynę przesterowano na wstecz. Pracująca śruba go wciągnęła…
Miejsce przeklęte. To był ostatni kurs przedwojennej jeszcze Zofii, która została, wraz z bliźniaczą Wandą, zamówiona na Zatokę w Wielkiej Brytanii jeszcze przed wojną. Tuż po wojnie, jako Anna zatonęła na redzie Gdyni po zderzeniu z frachtowcem pociągając za sobą liczne ofiary wśród pasażerów. Statek przeklęty. Fatum jakieś, najwyraźniej wisi nad tym miejscem. Niektórzy jeszcze opowiadają historie o chciwym burgermieistrze…

Na starej pocztówce z początku lat sześćdziesiątych widać ową prowizoryczną konstrukcję.
Przy falochronie stoją dwa statki białej floty: Panna Wodna i Olimpia, przy pirsie trójkąta statek ratowniczy R1

panna

olimpia