Żaglowce są OK, pamiętam jak w pierwszym moim żaglowcowym rejsie stałem na pokładzie wśród pozornego chaosu zrzuconych z nagielbanków fałów i bezgłośnie niemal nad głową wykwitały mi żagle idące w setki metrów kwadratowych płótna. Zasłoniły słońce, które dalej iskrzyło się już tylko po błękitnym i trochę pomarszczonym morzu. Żadnego mechanicznego odgłosu, tylko syk rozcinanej stewą wody…
ELEMKA i jej rysownik Michał Pigłu Lester Leszczyński. Marynarz zawodowy, po Szkole Morskiej w Tczewie jednak marynarz, biorąc z angielskiego, sailor.
Uważa się, że dowodzony przez Leszczyńskiego ORION, trzymasztowy szkuner pod polską banderą był w 1938 roku ostatnim handlowym żaglowcem, który wszedł do londyńskich doków, z ujścia Tamizy, bez napędu mechanicznego korzystając tylko z żagli i fali pływu. (K.J.Jones „Michał Leszczyński, Marynarz i artysta, wyd.pol.CMM Gdańsk 2007).
Michał Leszczyński był epigonem żagli w żegludze handlowej chociaż miał też do czynienia z żeglarstwem sportowym w czystej postaci. W każdym razie był uczestniczącym świadkiem narodzin polskiego żeglarstwa szkoleniowego. Wspólnie z Leonem Tumiłowiczem, sławnym później konstruktorem jachtów, min. OPTY dla L.Teligi, a ówcześnie współzałożycielem Stoczni Jachtowej w Gdyni ( http://repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/7963 ) , szyli żagle dla ELEMKI. Tumiłowicz, również zresztą absolwent PSMki, jako zleceniobiorca, Leszczyński jako przedstawiciel odbiorcy. To te właśnie topsle, wspólnej roboty, zostały przez Pigła naszkicowane na Morzu Śródziemnym podczas jedynej podróży kolonialnego szkunera i, później, uwiecznione w trzech książkowych wydaniach o tym jak malować morze i statki. (M.Leszczyński, How to draw sail & sea, London, New York, The Studio, 1944,’45,’46). Potem również był Leszczyński przez jakiś czas, raczej krótki, starszym oficerem na ZAWISZY CZARNYM. Temu też zawdzięczamy kilka szkiców ołówkowych pierwszego Zawiasa pod żaglami. Te akurat rysunki nie przeszły do historii a krótka koegzystencja kpt. Leszczyńskiego z gen. Zaruskim na pokładzie ZAWISZY zakończyła się dosyć gwałtownie w Kopenhadze już podczas drugiej wspólnej podróży. Pisze Jerzy Miciński w drugim tomie Statków Polskich, że w skutek niezgodności charakterów i na tle jakiś nieporozumień finansowych. Sam Leszczyński opisuje to swoim barwnym piórem w sposób o wiele bardziej ekspresyjny. „[…] Dawno temu był [Zaruski] znanym żeglarzem jachtowym, ale na starte lata zrobił się niezwykle ostrożny w kontakcie z wiatrem i tak mocno refował stateczkowi żagle, że biedny szkuner mógł posuwać się naprzód jedynie przy pomocy silnika. […] Moje niezadowolenie budziło też równie stetryczałe podejście do entuzjastów żeglarstwa. […] [D]owódca był […] przeciwny posunięciom tak niepoważnym jak zezwolenie „marynarzom” na wychodzenie na pokład bez nakrycia głowy. Kąpiel w basenie portowym uchodziła za uwłaczającą godności. […] (K.J.Jones…).
W czasie drugiej wojny światowej, pomiędzy innymi zajęciami jak na przykład udział w inwazji na pokładzie ss POZNAŃ, był kapitan Leszczyński, wraz z J.Cyglerem, współwłaścielem klasycznego kecza o długości 78 stóp, którym przez kilka wojennych lat uprawiał żeglugę po Morzu Irlandzkim. Stateczek nie pływał pod polską banderą bowiem w czasie wojny przekazywanie brytyjskiego tonażu w obce, nawet sojusznicze, ręce nie było dozwolone. Sprawę rejestracji wspólnicy obeszli przy pomocy figuranta i w ten sposób GARLANDSTONE przeszedł (czy może raczej przeszła, skoro nie zmieniła bandery) do historii malarstwa marynistycznego najwyższej próby. Istnieją setki jej rysunków, również w książce HOW DRAW SHPIS & SEA, która wprost jest opisem codziennej na niej żeglugi i życia. Łącznie ze szkicem np. salingów i stengi z blokami zaznaczonymi do wymiany w skutek dotychczasowego zużycia etc.
Dowcip polega na tym, że ten żaglowiec przedziwnym zrządzeniem losu przetrwał do dzisiaj i stoi zacumowany na stałe do nabrzeża jako statek muzealny. Widok pokładu, w ujęciu panoramicznym można, w dzisiejszej dobie internetu, obejrzeć tutaj: http://www.panoramicearth.com/8975/Tavistock/The_Garlandstone_sailing_ship
O kapitanie Leszczyńskim, członku Royal Society of Arts, o ile zdołałem się zorientować nie ma ani słowa. A przecież żeglując na ORIONIE był Leszczyński ostatnim z kapitanów. Pisze we wspomnieniach: […] Kiedy ORION żeglował Tamizą, wielka era żaglowców była już przeszłością. […] był jednak dla mnie wciąż prawdziwym światem, dumą, a nade wszystko sekretną miłością. Nie przyszło mi do głowy, że podobne uczucia żywili Brytyjczycy. […] Nauczyciele przyprowadzali wycieczki szkolne, […] przeżywaliśmy inwazję fotografów i reporterów a […] nawet księżniczka Elżbieta, najstarsza córka króla, obecnie […] królowa, przybyła na pokład oddać hołd żaglowcowi, który zakończył swą ostatnią podróż. […]
Polski kapitan tak właśnie pisze o polskim żaglowcu w samym sercu morskiego Albionu. Cóż, księżniczka Elżbieta jest królową Albionu do dzisiaj.
Trudno pisać o kapitanie Leszczyńskim ilustrując tekst zdjęciami. Kilka zatem moich żaglowych rysunków inspirowanych w dużej mierze tekstem jak malować statki i morze z 1944 roku.