Arctic Paradise

Przez internet jak burza przetacza się filmik z zataczającym się, wychudłym do imentu polarnym niedźwiedziem.
Nagłówki na największych portalach krzyczą na grubo; Smutne, smuuutne, smuuutny dowód na globalne ocieplenie. Teza
jest taka, oczywista oczywistość, że skoro topi się (a topi się w oczach co jest oczywiście oczywistą oczywistością)
arktyczne pole lodowe, to biedne misie zdychają z głodu bo foki, będące ich głównym pożywieniem odpływają w siną dal.
Otóż, proszę państwa, mamy do czynienia z ordynarną manipulacją, po części być może usprawiedliwioną poziomem
wiedzy reprezentatywnej dla redaktorów owych wiodących portali. Nawiasem mówiąc, podobno, informacyjnych.

Filmik rzeczywiście jest przejmujący ale jedyny smutek, jaki z niego bije to ten o przemijaniu. Że każde stworzenie,
które się urodziło musi kiedyś umrzeć. Nikt i nic nie jest z tego wyłączone, ani człowiek ani niedźwiedź polarny, a każde
z tych stworzeń w swoim biotopie jest niekwestionowanym panem wszelkiego stworzenia. Niedźwiedź polarny nie ma
naturalnych wrogów, może czasami z morsem mógłby sobie nie poradzić, ale na ogół nie jest na tyle głupi by z morsem
zadzierać a i morsy nie są od tego. Niedźwiedź, jeżeli zdycha to albo w skutek nieszczęśliwego wypadku, raczej rzadko,
albo z głodu, prawie zawsze. Niedźwiedź polarny to półtonowa, biała i bezgłośna maszyna do mordowania. Niedźwiedź
polarny, Ursa maritimus,

Niedźwiedź morski. Głównym i prawie jedynym pożywieniem tego gatunku misiów są foki. Jeżeli foki, wraz z podobno
kurczącym się polem lodowym odpływają na północ, to niedźwiedź polarny odpływa wraz z nimi, globcio mu niestraszne.
Generalnie misie te żyją na skraju pola lodowego. Arctic Paradise! krzyczą wielkie plakaty mające zachęcić turystów by
za ciężkie pieniądze wyruszyli statkiem, z Lofotów na przykład, na skraj pola lodowego gdzie, nieliczni wprawdzie ale za
to nagromadzeni w wielkiej ilości przedstawiciele polarnej fauny niczym u zaraniu świata, beztrosko sobie na tym skraju
pluskają w lodowatej wodzie. Rzeczywiście, skraj paku to strefa życiodajna. Poszarpana i najeżona torosami linia lodu.
Czasem zabłyśnie nad nią słońce chociaż najczęściej pogrążona jest we mgle przez która z trudem przebija się światło
wiecznego dnia polarnego. Woda jest nasycona tlenem, życiodajnym dla rybnych ławic, za którymi uganiają się setki
drapieżnych fok polujacych w wodzie. Na chwiejnej krze stoi niedźwiedź węszący z w górę uniesionym łbem. Zapach
rybiej krwi zwiastuje fokę, na którą misio zaczai się za złomem lodowym i będzie czekał, udając zaspę, aż zajęte
konsumpcja zwierze same stanie się częścią polarnego posiłku. Na tym wszystkim statecznie, szybowym lotem, krążą
fulmary, z lewa na prawo, niczym jakaś rozedrgana kula, przemknie w przestworzu stadko alczyków, a obok zanurkuje
maskonur, który swoim papuzim dziobem wprowadza nieco jaskrawego koloru do pastelowego tutaj, na ogół,
krajobrazu. Dostojnie i niespiesznie przepłynie mimo para humbaków, które nim się zanurzą w głębinie pozostawiając
ponad sobą stado rozwrzeszczanych mew otula je najpierw delikatna mgiełka wydmuchu. Tak, to mniej więcej,
wygląda, widok normalny, chociaż normalnie rzadko oglądany bowiem trzeba się po niego wybrać daleko na północ, gdzie
pogoda zmienia się błyskawicznie a arktyczny sztorm na pograniczu paku i oceanu z całą pewnością nie zda się turyście
miejscem sposobnym do życia. Zupełnie przeciwnie dla niedźwiedzia morskiego, który w poszukiwaniu żerowiska potrafi
przepłynąć w oceanie dziesiątki kilometrów.

Niedźwiedź polarny żyje nie na ladzie tylko na skraju pola lodowego i wraz z tym skrajem, zależnym od pory roku, bo
przecież misio poluje w paku nie tylko w blasku polarnego dnia ale i w migotliwym świetle polarnej zorzy, wędruje to na
północ, to znowu na południe. Wiosną skraj biegunowego pola pęka i dzieli się na mniejsze lub większe lodowe kawałki,
które kierowane wiatrem i morskimi prądami nieubłaganie wędrują na południe by w końcu roztopić się w cieplejszych
wodach bardziej umiarkowanych szerokości. Misiowi jego rodzinne otoczenie dosłownie rozpada się pod łapami.
Wędruje z prądem na południe na coraz mniejszym kawałku lodowej kry. Aby przeżyć tą podróż musi, w odpowiednim
momencie zastosować odpowiednia taktykę. Mówiąc po prostu, musi w odpowiednim momencie z takiej kry wysiąść.
Albo na bardziej stabilny temperaturowo kawałek pola lodowego albo na wyspę. Jeżeli mu się to nie uda to ginie w
oceanie gdy, przez tydzień na przykład, nie uda mu się dopłynąć do czegoś bardziej stałego. (Wyspa Niedźwiedzia,
samotna wyspa na środku Morza Barentsa, sześćset kilometrów od najbliższego lądu, to takie miejsce ratunkowe dla
dryfujących na południe misiów, które niekiedy gromadzą się tam w wielkiej ilości). Te które wyskoczą, dosłownie, na
wyspę natychmiast prawie, najkrótszą droga zasuwają brzegiem, chociaż niekoniecznie, na północ by tam na powrót
zasiedlić odnowiony skraj lodowego pola.

Czasem mu się to nie udaje. Dlatego na przykład, że na północnym skraju takiego Szpicbergenu może chwilowo nie być
pola lodowego, które w tym, na przykład, roku akurat powodowane prądami znajduje się dalej na północ. O czym misio
oczywiście nie wie, bo widzi przed sobą tylko pofalowany ocean, do horyzontu. Zostaje wówczas na wyspie i wówczas
zaczyna się dla niego tragedia. Czy jest to efekt osławionego GLOBCIA? To chwilowo wolne od lodu morze na północ od
Szpicbergenu. Niekoniecznie zupełnie, nie wiemy bowiem jak to się kształtowało w wiekach ubiegłych. Pierwszym
statkiem, który opłynął Szpicbergen dookoła był niemiecki uboot w roku 1942 czy trzecim, który dokonał tego wyczynu
przy okazji podmiany załogi na arktycznej stacji meteorologicznej, najdalej, wówczas, na świecie wysuniętej na północ.
Wiadomo natomiast z całą pewnością, że w ciągu ostatnich czterdziestu lat ogólna populacja białych niedźwiedzi
powiększyła się pięciokrotnie. Wraz z GLOBCIEM misiów polarnych przybywa, a nie ubywa. Niezależnie oczywiście od
indywidualnych, misich, dramatów. dlaczego pozostanie na wyspie jest dla tak wytrawnego myśliwego tak skrajnie
niebezpieczne, że potrafi doprowadzić go do śmierci głodowej? niedźwiedź polarny jest najlepiej zaizolowanym
stworzeniem na świecie. Do tego stopnia, że w podczerwieni widać mu tylko noc i oczy, reszty misia, na termowizyjnym
obrazie po prostu nie ma. To co ratuje go od przeraźliwych mrozów, czarną polarna nocą w najbardziej do życia
ekstremalnym miejscu na Ziemi, jednocześnie jest dla niego wyrokiem śmierci za każdym razem kiedy musi dogonić
zwierzę, które przed nim ucieka. Misio się przegrzewa i zdycha. Jest taka okrutna metoda na misie polarne polowania,
kiedy goni się je, przestraszone, skuterem śnieżnym i na dystansie kilku kilometrów zwierze, mimo, że zwinne i
szybkie, pada. Zatem na letniej wyspie nie ma dla niedźwiedzia pożywienia. Dlatego krążą po śmietnikach nielicznych
ludzkich osad, gdzie wyjadają resztki, dlatego, przy odrobinie szczęścia żywią się padliną, na przykład wielorybią, która
jest olbrzymią spiżarnią i szansa na przetrwanie, która ściąga takie wygłodzone misie egzemplarze czasami nawet z
wielkich odległości. Żywią się misie, w okolicach zamieszkałych, psami pociągowymi bo psy przed misiem nie uciekają.
Atakują wiedzione swoim łowczym instynktem i, pojedynczo, często padają w takim ataku, z olbrzymia siłą wyrzucone
niedźwiedzią łapą wysoko w powietrze i, natychmiast po upadku wprawni, niczym foka, oskórowane. W stadzie psy
niedźwiedzia pogonią. W końcu, jeżeli wszystko przed nim ucieka i nic nie upoluje, misio chudnie. Ma z czego chudnąć i
młody a zdrowy osobnik, żywiąc się zapasami własnego tłuszczu ma dużą szansę przetrwać do momentu kiedy fortuna
losu obróci się na lepsze, czyli lód pojawi się na jego morskim widnokręgu.

Czasem wychudzone i głodne misie atakują ludzi. Nie są to przypadki rzadkie, wręcz każdego letniego sezonu głodne
misie, w rejonach arktycznych, zabijają kilka osób. W Longyearbyen na Szpicbergenie znana jest opowieść o dwu
amerykańskich studentkach, które padły ofiarą białego misia na dwukilometrowej drodze łączącej osadę z pasem
startowym, który robi tam za lotnisko. Dlatego w Arktyce wszyscy są uzbrojeni. Jedyne miejsce na świecie gdzie można
spotkać matkę z dzieckiem w wózku i karabinem na plecach a w holu lotniczego terminala kłębią sie tłumy uzbrojone
rozmaicie, od colta magnum przy boku, poprzez zabytkowe ale sprawne do dzisiaj mausery po policyjne „pompki”, to
własnie arktyczne osady Svalbardu. Na pocztę, z bronią, wstęp wzbroniony, o czym informuje odpowiednie
oznakowanie.Pamiętajmy też o tym, kiedy widzimy na fotografii, filmie czy w zoo puszystego rozkoszniaczka. I nie
dajmy się brać na łzawe historyjki. Życie jest piękne, we wszystkich przejawach swojej nieograniczonej niczym
rozmaitości, a każde życie ma swój kres. To moment intymny, nawet dla niedźwiedzia polarnego i żaden barbarzyńca z
kamerą nie jest tam wtedy na miejscu.