Fala

Popłynęliśmy  w dwie łodzie za Hansa. Z płetwonurkami zbierającymi osady denne dla biologów. Odejście od brzegu przez pak lodowy, który trzeba było rąbać kilofem. Ja zrzuciłem swoją łódź aluminiową po lodzie, jak sanki, bez większych kłopotów, natomiast druga ekipa z pontonem potrzebowała troszkę więcej wody i wolnego przejścia.
Fiord przy brzegu niemal spokojny, urósł martwicą pośrodku do fal dwu-trzy metrowej wielkości. Długich, nie łamiących się, lecz toczących swe cielska akurat poprzecznie do wyznaczonego kursu. Chwilami długimi, gubiłem sąsiadujący ponton z oczu pomiędzy górami wody. Znikał ponton, głowy siedzących nań ludzi, potem jeszcze, na końcu, rama taka nad kadłubem, i zostawało tylko samo bure morze.
Atlantyk ma kolor niebieski, bez żadnych odcieni zielonego. Taka inna woda niż w domu.
Potem zza grzbietu wyłaniał się czarny ponton z pomarańczowymi postaciami ubranych w pomarańczowe kombinezony, ludzi. Pnie się bokiem po wale, wspina wyżej i wyżej, by na grzbiecie odpaść i pójść wielesetmetrowym ślizgiem górą ponad wodnymi rozpadlinami.
Do następnego grzbietu, gdzie rufa idzie do góry a dziób utrzymuje się na powierzchni wielkim wysiłkiem wszystkich zgromadzonych tam sił wyporu…