umiejętności

Po raz tam któryś idziemy szkierami do Sztokholmu. Od Landsortu do Vasahamn jest około dziesięciu godzin drogi. Jak świeci słońce to jest cukierkowato pięknie, czasami wręcz nie do zniesienia; przylepione do skał niebieskie i brązowe domki, zielone lasy, niebieska woda. Gorzej jak mgła czy deszcz. Deszcz jest fatalny. Miałem w tamtych czasach GPS na pokładzie, ale nie miałem plotera, cała nawigacja w wąskich przejściach odbywała się pilotowo. Po prostu sterczałem koło sternika i pokazywałem palcem, która tykę z której strony i jak daleko. Radar mgłę przenikał wyśmienicie, natomiast deszcz na małym zasięgu po prostu rozświetlał cały ekran przypadkowymi błyskami i można go było traktować tylko w ten sam sposób jak wróżka szklaną kulę; więcej wiary niż rozumu. Jeżeli po drodze było trochę mgły lub deszczu to zbliżając się do Sztokholmu byłem już ździebko taką nawigacją zmęczony.

Płyniemy któregoś dnia, niebo pochmurne, bezkolorowo dookoła, letni deszczyk wisi w powietrzu. Na silnikach oczywiście, tylko na dziobie majta się z burty na burtę, w zależności od wymuszonego krętym torem kursu, foczek wystawiony na bomie. Takie bżdzidełko, które jednak od czasu do czasu zasłania widok i coraz bardziej mi przeszkadza. Obsługa tego żagla była bardzo prosta. Jeden fał. Jak się go ciągnie to żagiel idzie w górę, jak go zrzucić z nagla, to spada. Z całej załogi pracuje tylko sternik, cała reszta w eleganckich, bojowych żeglarskich kurtkach i kapelusikach zwarta i gotowa do zwiedzania stolicy Szwecji. Koło mojego foka para mieszana, bardziej wpatrzona w siebie niźli w krajobraz dookoła. Ponieważ ruch robi się jakby większy i co i rusz wyłażą jakieś motorówki, a i większy statek się trafi, to by sobie odsłonić widok wołam na dziób, że można zrzucić. Trzy razy wołam. Tam, prawdę powiedziawszy, specjalnie mi nie zależy, ale moje kolejne okrzyki wyciągają Rysia z kambuza, gdzie właśnie był gotował wodę na kolejna dla mnie herbatkę. Bo pasjami lubię pić herbatę Lipton Yellow Label. Otóż nagiel tego fału foka był umieszczony akuratnie na dziobowej ściance kambuza.
– Dlaczego nie zrzucasz żagla? Nie słyszysz jak kapitan woła?
– A, bo proszę pana, ja nie umiem. – odpowiedział student. Rycha zagotowało, spojrzał na tą pojedynczą linę na samotnym nagim naglu, wciągnął powietrze do płuc by odpowiedzieć właściwie a dosadnie, kiedy stojące obok dziewczę bystro obserwujące sytuację swymi wielkimi oczyma popatrzyło w głąb rysiowej duszy i powiedziało:
– A bo, proszę pana, on NAPRAWDĘ nie umie….